poniedziałek, 14 października 2013

Literatura kobieca: top10 / część III i ostatnia


... czyli dlaczego „Przeminęło z wiatrem” to książka nr 1


O literaturze kobiecej da się powiedzieć wiele (co już w zasadzie zrobiliśmy). Ale najważniejsze jest to, że są takie książki z metką „literatura kobieca”, które są tak dobre, że wszelkie metki same z nich odpadają. Literatura, ta prawdziwa i doskonała, broni się m.in. przed szufladkowaniem, bo jest czymś zbyt wielkim na to, by dało się ją gdzieś upchnąć.
Do tej kategorii z pewnością zalicza się „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell. Niezwykłe studium psychologiczne i socjologiczne, wielka opowieść o wojnie secesyjnej i losach ludzi, którzy musieli poradzić sobie z upadkiem ich świata i odbudową – już nie ich – cywilizacji. Książka, w której nie ma ani jednej zbędnej strony, książka, która zmieniła sposób patrzenia na Południowców, która pomogła w tym, by przestano uważać ich jedynie za poganiaczy niewolników. Rozmach, wyrazistość i to coś, co chwyta za gardło i każe wciąż wracać do „Przeminęło z wiatrem” sprawia, że jest to jedna z najważniejszych pozycji na liście najlepszych dzieł świata.



I na tym kończymy naszą epopeję na temat literatury kobiecej. Co byście Państwo powiedzieli na stoczenie batalii z literaturą męską…?

niedziela, 6 października 2013

Co łączy PRL i la 90’?



Sentyment. Dosyć naturalne jest to, że dzisiejsi 40-parolatkowie z pewnym rozczuleniem wspominają czasy swojej dziecięcej i nastoletniej młodości. Ale co kryje się pod tym nagłym wybuchem czułości wobec lat 90’ wśród 20-parolatków? Te wspomnienia, jak i w co się wtedy bawiono, przypominanie sobie bajek, RTL7, gum Donald, Frugo, Tazosów… Pewnie szukać tu trzeba w pokładach psychologii: że ci nasi dwudziestolatkowie są zupełnie nieprzygotowani na takie życie, jakie okazało się, że na nich czeka. Podświadomie więc szukają odskoczni w bezpiecznych czasach dzieciństwa – stąd taka popularność stron z „przypominkami”: karteczkami, gwiazdkami Milky Way i tym podobnymi.

Cokolwiek by się jednak za tym nie kryło, nie można się powstrzymać od sentymentalnego uśmiechu na widok szklanki w metalowym koszyczku, okrągłych, pstrykanych przełączników do światła, naszywek i przypinek na każdą okazję i Pegasusa.

Uwaga! Zdjęcia z tego wpisu to produkty dostępne w naszym Antykwariacie! Zapraszamy :)

czwartek, 3 października 2013

Szarlotka pod liściem


Jabłko jest najbardziej mitologicznym owocem. Jabłko było w Raju, złote jabłka podrzucił Atalancie Hippomenes, niejako zmuszając ją tym samym do ślubu, jabłko walnęło Newtona w głowę, dając rewelacje na temat grawitacji… Coś najwyraźniej jest w tych owocach, i to coś oprócz tak zbawiennego dla naszych jelit błonnika.



W Kawiarni Antykwariacie pod liściem można przekonać się, co to jest. I to nie tylko wertując liczne książki kucharskie, które mamy w swojej ofercie, a które zawierają przepisy na szarlotki i inne strucle. U nas po prostu można skosztować znakomitej szarlotki i to takiej jak na zdjęciach poniżej.




Zapraszamy!

wtorek, 1 października 2013

Szymborską ocenia się po okładce


Każdy z nas zna stare powiedzenie: nie oceniaj książki po okładce. Wydawnictwo a5 zawsze starało się o to, żeby przysłowia tego nie dało zastosować się do książek Szymborskiej (bo innym stereotypom poetka dziarsko wymykała się samodzielnie). Tym samym…


Tym samym kiedy do rąk dostajemy taki np. „Widok z ziarnkiem piasku” od razu wiemy, co nas czeka. Oszczędne, głęboko przemyślane słowa i aż chciałoby się powiedzieć: niezwykle osobiste. Gdyby nie to, że sprawa z poezją – nawet chyba bardziej niż z jakimkolwiek innym słowem pisanym – ma się tak, że jest coś intymnego, coś co pochodzi z zasobu myśli, do których normalnie nikt nie ma dostępu, a którymi poeta niepodziewanie postanowił się podzielić… Nie od rzeczy chyba będzie tu przypomnienie słów Marka Hłaski: pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka.

„Widok z ziarnkiem piasku” pozwala nam całkiem nieźle wgłębić się w twórczość Szymborskiej (102 wiersze!) i poznać jej specyficzny sposób myślenia, lekki dowcip i zdziwienie wobec świata. I znów zbaczamy w rejon, w którym rozważamy fakt, że osoba, która tak chroniła swojej prywatności, pozwoliła całemu światu zajrzeć w to, co dzieje się w jej duszy! Nie pozostaje nam już w takim razie nic innego, niż przywołanie „Głosu w sprawie pornografii”:

Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie.
 Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast
 na grządce wytyczonej pod stokrotki.

 Dla takich, którzy myślą, święte nie jest nic.
 Zuchwałe nazywanie rzeczy po imieniu,
 rozwiązłe analizy, wszeteczne syntezy,
 pogoń za nagim faktem dzika i hulaszcza,
 lubieżne obmacywanie drażliwych tematów,
 tarło poglądów - w to im właśnie graj.

 W dzień jasny albo pod osłoną nocy
 łączą się w pary, trójkąty i koła.
 Dowolna jest tu płeć i wiek partnerów.
 Oczy im błyszczą, policzki pałają.
 Przyjaciel wykoleja przyjaciela.
 Wyrodne córki deprawują ojca.
 Brat młodszą siostrę stręczy do nierządu.

 Inne im w smak owoce
 z zakazanego drzewa wiadomości
 niż różowe pośladki z pism ilustrowanych,
 cała ta prostoduszna w gruncie pornografia.
 Książki, które ich bawią, nie mają obrazków.
 Jedyna rozmaitość to specjalne zdania
 paznokciem zakreślone albo kredką.

 Zgroza, w jakich pozycjach,
 z jak wyuzdaną prostotą
 umysłowi udaje się zapłodnić umysł!
 Nie zna takich pozycji nawet Kamasutra.

 W czasie tych schadzek parzy się ledwie herbata.
 Ludzie siedzą na krzesłach, poruszają ustami.
 Nogę na nogę każdy sam sobie zakłada.
 Jedna stopa w ten sposób dotyka podłogi,
 druga swobodnie kiwa się w powietrzu.
 Czasem tylko ktoś wstanie,
 zbliży się do okna
 i przez szparę w firankach
 podgląda ulicę.

piątek, 27 września 2013

To zgroza...


... to już jest po prostu zgroza



Ten, służący nam za tytuł cytat z piosenki Kultu, jest dobrym wstępem, kiedy bierzemy się do opisywania takiej książki, jaką jest „Zbrodnia i…” Nasierowskiego.



„Zbrodnia i…” to książka rewelacyjna. Mocna. Wstrząsająca. Śmieszno-przerażająca. Na jej określenie używa się słów „epopeja pedalsko-więzienna” i w zasadzie tyle za opis wystarczy. Tu nie można mówić o poprawności politycznej, o bezdyskusyjnym prawie do homoseksualizmu czy tego, że „pedalstwo” nie powinno nawet istnieć w naszym języku. Książka Nasierowskiego pozostaje poza tymi wszystkimi moralno-etycznymi rozważaniami (tym bardziej, że Nasierowski to zdeklarowany homoseksualista). W tym więziennym świecie stykamy się z – dla wielu z nas – zupełnie niewyobrażalną rzeczywistością.
Sposób mówienia, myślenia, postępowania opisywanych przez Nasierowskiego więźniów, ich rozmowy i zajęcia – tego się nie da wepchnąć w żadne ramy. Można się bawić w wyrokowanie, że jest to brudne, wulgarne i w ogóle be, ale takie zabawy rozbijają się już choćby o to, że jest to świat, w którym mamy do czynienia z kodeksem używania cwela… I jakiego słowa użyjemy na to my – wolni ludzie?



Jerzy Nasierowski (ur. 27.05.1933, ochrzczony przez Jerzego Urbana „pierwszym pedałem III Rzeczpospolitej”) – aktor i pisarz. W 1973 r. został skazany na 25 lat więzienia za rzekomy współudział w morderstwie popełnionym przez jego młodocianego kochanka. Nasierowski przesiedział 10,5 roku, w którym to czasie opisywał swoje więzienne przeżycia. W ten sposób powstała książka „Zbrodnia i…”, która przed kilku laty została wydana w pełnej, autorskiej wersji i dziś szokuje tak samo jak ćwierć wieku temu.

czwartek, 26 września 2013

Literatura kobieca: top10 / część II

I oto nadszedł czas na drugą część naszego TOP10 literatury kobiecej. Tylko te 5 tytułów dzieli nas od ogłoszenia zwycięzcy tego mini-rankingu.


·       Malowana lala
Margaret Forster

Opowieść o dziewczynie, która została wychowana w kulcie swojej urody. Uwierzyła, że jest wyjątkowa, bo jest piękna i całe jej życie stało się oczekiwaniem hołdów, które wszyscy powinni składać właśnie jej urodzie. Co świat szybko i boleśnie zweryfikował. Dobra analiza tzw. miłości własnej, świetnie zarysowani bohaterowie i wciągająca, choć bardzo prosta fabuła. Ale jest to prostota typu Chanel, z gatunku oznaczającego: mniej to więcej. Książka zdecydowanie godna polecenia.

·       Anna Karenina
Lew Tołstoj
Oczywiście, nie znać Tołstoja to postawić się na intelektualnym marginesie. (Chociaż w dzisiejszych czasach jest właściwie na odwrót). Ale czy są jakieś realne podstawy do tego, żeby tego Tołstoja poznawać akurat poprzez „Annę Kareninę”? A i owszem. Jest to jedna z tych książek, w których dobrze pokazane jest, jak konwenanse społeczne potrafią zniszczyć komuś życie. Nie należy rozumieć przez to, że „Anna Karenina” to powieść anarchistyczna, po prostu daje dowód na prawdziwość powiedzenia „bądź inny, a będziesz potępiony”. Tak w skrócie.

·       Dziwne losy Jane Eyre
Charlotte Brontë
Można ukuć twierdzenie, że „Jane Eyre” to książka o feminizmie. Jakby nie patrzeć opowiada o kobiecie, która potrafiła sprzeciwić się konwenansom, walcząc o to, by traktowano ją jak człowieka. Nie jak dziecko, uczennicę, guwernantkę czy narzeczoną, ale człowieka ze wszystkimi prawami, jakie ma ludzka istota. A na tym przecież opiera się idea feminizmu.

·      
Sezonowa miłość
i Córka Tuśki
Gabriela Zapolska

Zapolska była mistrzynią w opisywaniu drobnomieszczaństwa, tych wszystkich drobnych zabiegów, które ludzie podejmują, kiedy w oczach innych chcą uchodzić za lepszych niż są. Bohaterka „Sezonowej miłości”, czyli Tuśka, wygląda na typową „kołtunkę”. Będąc w Zakopanem każe córce oddychać pełną piersią, bo „dosyć to powietrze kosztuje” i skrupulatnie liczy każdy grosz. Na tym skupia się całe jej życie – do czasu, gdy obiera ją sobie za cel miłosnej przygody aktor, który przyjechał do Zakopanego na wakacje. Obserwowanie przez dwie części książki, co dzieje się w głowach Tuśki i jej córki pod wpływem nieznanych im ludzkich odruchów, jest zajęciem fascynującym. Zwłaszcza kiedy uświadomimy sobie, że do tej prawdy namawia ktoś, kto sam ciągle udaje.

·       Dziewczęta z Nowolipek
i Rajska jabłoń
Pola Gojawiczyńska
Upychając te dwie książki do worka z literaturą kobiecą, musielibyśmy razem z nimi spakować „Germinal” Zoli. Bo „Dziewczęta z Nowolipek” i „Rajska jabłoń” (zwłaszcza „Dziewczęta”) to książki boleśnie prawdziwe, nieraz co najmniej ocierające się o turpizm i prezentujące życie tych ludzi, którzy jeszcze nie są tak biedni, by prosić o pomoc, ale którzy muszą toczyć codzienną walkę o to, by nie przekroczyć tej niewidzialnej granicy, za którą czają się nędza, głód i brud. Na tym tle przedstawione są losy dorastających dziewcząt (a w „Rajskiej jabłoni” kobiet), które szukają w życiu najprostszych rzeczy: ciepła, miłości, przyjaźni, czegoś czystego, czego mogłyby się trzymać.

wtorek, 24 września 2013

To Pan narobił, Panie Tolkien


John Ronald Reuel Tolkien, czyli ojciec fantastyki. Człowiek, który na zawsze zmienił oblicze krasnego ludku, bo chociaż tolkienowskie krasnoludy noszą kolorowe kaptury (a nawet kolorowe brody), lepiej nie rozważać, co mogłyby robić pod grzybkami. 


Czy jednak za to, że to dzięki Tolkienowi nagromadziło nam się na półkach wiele fantastycznych dzieł, które gdyby nie Tolkien pewnie by nie powstały – czy za to mamy bezkrytycznie uwielbiać to, co sam Tolkien napisał?


Powszechna opinia na temat fantastyki nie jest ani dobra, ani głęboka. Uważa się, że jest w niej dużo wymachiwania mieczem, cycatych lasek i trochę czarów, a gdzieniegdzie migają smoki. I w sumie to tak jest. Tylko ogół, jak to ogół, nie dostrzega tego, co jest w środku. A co jest w środku Tolkiena (jakkolwiek by to nie brzmiało)? Ho ho!



Literatura tego pana do łatwych nie należy. Stworzył on swój świat z cholerną pedanterią i na ten przykład wraz z nim trzeba brnąć przez opisy mchów, które na swojej drodze napotykają bohaterowie „Władcy pierścieni”. A że długa to droga, mchów też jest niemało… (Inna sprawa, że „Władca” i tak jest stosunkowo lekką książką – w stosunku do takiego „Silmarrillionu” wręcz banalną). Nie brakuje jednak czytelników, którzy do dzieł Tolkiena podchodzą z nabożną czcią i szacunkiem większym niż do Biblii. Jest w tym pewna słuszność, bo to książki doskonałe – choćby pod względem precyzji[i]. I, jak już mówiliśmy, w dużej mierze dzięki tym książkom fantastyka w ogóle mogła się zacząć rozwijać. Są jednak i tacy czytelnicy, dla których te wszystkie fakty są niczym przykrywanie słonia kołderką: prędzej czy później zostają przywaleni kawałkiem słonia, spod którego trudno się wygrzebać (np. dodatkami do „Władcy pierścieni”).
I co tu z takim fantem zrobić?



[i] Może się tu co prawda nasunąć refleksja, że jak wszystko, co doskonałe i nieskazitelne, są to też książki trochę bezduszne, jakby bez życia…